Samotność można pokonać. Z dr. hab. Pawłem Atroszko rozmawia Tadeusz Pulcyn

Samotność można pokonać. Z dr. hab. Pawłem Atroszko rozmawia Tadeusz Pulcyn

Z dr. hab. PAWŁEM ATROSZKO – adiunktem w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Gdańskiego, badaczem uzależnień i problematyki psychologii zdrowia – rozmawia TADEUSZ PULCYN.

 


Dzieci, młodzież, młodzi dorośli, którym doskwiera samotność, „często uciekają w naukę”. Czy to prawda?
Robiliśmy z naszym zespołem na Uniwersytecie Gdańskim badania, z których jasno wynika, że młodzi ludzie uzależnieni od uczenia się – są często samotni. Liczne próby badawcze to potwierdzają. Jest kilka elementów, które się z tym wiążą. Osoby te mają pewne predyspozycje do zamykania się w sobie, do introwersji; nie wychodzą – jak to się mówi – do ludzi. Wolą spędzać czas same. Na to się nakładają ich problemy w budowaniu relacji, deficyty w zakresie umiejętności społecznych. I one przede wszystkim powodują rzeczoną ucieczkę w naukę. Dodam jeszcze, że osoby te zazwyczaj są nie tylko introwertywne, ale są też perfekcjonistami. Są wysoce sumienne; mają wyjątkowe predyspozycje, aby pilnie się uczyć. I więcej niż inni.
Czyż może być w tym coś złego?
Wydawać by się mogło, że nie, że uczenie się jest produktywną formą radzenia sobie z samotnością, ale w istocie – nie jest. To jest pułapka; dlatego, że osoby, które czują się osamotnione tak naprawdę mają trudności w nawiązywaniu relacji, i powinny przede wszystkim budować kompetencje społeczne, rozwijać umiejętności społeczne.
 
Jakie to są umiejętności?
Związane z interakcją społeczną; umiejętności słuchania innych, rozmawiania z nimi, rozumienia ich, otwierania się na inne osoby, właściwego odczytywania ich reakcji. 
Wspomniałem o perfekcjonizmie, wysokiej sumienności osób samotnych i uczących się ponad miarę; ich działania wiążą się z czymś, co w psychologii nazywa się zaburzeniami nadmiernej kontroli. Osoby te nadmiernie się kontrolują.
W dzisiejszych czasach najgłośniej mówi się o zaburzeniach, które polegają na niedostatecznej kontroli. Wskazujemy na impulsywne, agresywne zachowania młodych ludzi, którzy psują relacje z innymi. Tymczasem osoby, które nadmiernie się kontrolują, są usztywnione, wycofane i one często mają spore problemy w nawiązywaniu relacji społecznych. One najbardziej narażone są na doświadczenie ekstremalnej samotności. Marginalizują się, gdyż często niepoprawnie, negatywnie reagują m.in. na krytyczne uwagi. Nikt nie lubi być krytykowany, nikt nie chce być odrzucany przez innych, ale osoby nadmiernie kontrolujące się często opacznie odczytują intencje innych osób – dostrzegają przejawy krytyki czy odrzucenia tam, gdzie ich nie ma.
 
Czy można tym osobom pomóc w poprawnym odczytywaniu reakcji, emocji innych w kontaktach z nimi? 
Tak. Między innymi poprzez radykalnie otwartą dialektyczno-behawioralną terapię. Specjaliści pomagają osobom zamkniętym w sobie otwierać się na kontakty z innymi ludźmi i w ogóle na nowe doświadczenia. Także na doświadczenie ryzyka. Według naszych badań, osoby samotne – mocno zdyscyplinowane, perfekcyjne nadmiernie kontrolujące się – unikają jakiegokolwiek, nawet znikomego ryzyka. I grupa tych osób – wycofanych, pozbawionych wspomnianych umiejętności społecznych – obecnie się powiększa.
 
To wydaje się nieprawdopodobne.
A jednak problem ten istnieje. Zaczyna się często już w domu rodzinnym. Rodzice wpajają dzieciom, żeby nie robiły głupstw, żeby nie podejmowały ryzykownych działań. A okazuje się – w kontekście doświadczania samotności – że w wielu przypadkach należałoby zezwalać na podejmowanie pewnego ryzyka. Mówimy tu o ryzyku narażenia się na krytykę czy nawet na odrzucenie; nie o jakichś ekstremalnie impulsywnych zachowaniach. 
 
Samotność dzieci najwcześniej zauważają rodzice?
Nie wszyscy. Rodzice cieszą się, gdy mają „grzeczne” dzieci – spokojne, ciche, godzinami zajmujące się sobą. Nie muszą organizować im czasu, być przy nich nieustannie. I gdy są pracoholikami, mogą nie zauważyć, że ich samodzielne, mało absorbujące dzieci mają potrzeby społeczne i często boleśnie odczuwają brak zainteresowania ze strony rodziców.
Podkreślmy: dziś – nazwijmy to – w kulturze pracoholizmu: rodzice mogą mieć ogromny wpływ na poczucie samotności, bezradności, braku sensu życia dorastających dzieci. Zaniedbanie emocjonalne osób najbliższych, ich nieobecność w życiu dzieci – to są (w świetle badań) czynniki ryzyka prowadzące niekiedy młodych ludzi nawet do samobójstw.
Chcę jednak zaznaczyć, że nawet gdy dziecko ma dobre kontakty z domownikami, poza domem może mieć problemy w nawiązywaniu relacji z innymi. Dzieci poza rodziną bywają ekstremalnie wycofane, gdy cechuje je lęk społeczny – jedno z zaburzeń, które generuje obawę przed ocenianiem przez innych. Dzieci z lękiem społecznym boją się chodzić do szkoły, chociaż lubią się uczyć. I – jak wynika z badań – uczniowie doświadczający objawów lęku społecznego częściej uzależniają się od uczenia się; nauka staje się dla nich naturalną formą niwelowania licznych lęków i remedium na samotność. 
 
Czyżby ucieczka z samotności w naukę przynosiła więcej strat niż zysków?
Tak. Obserwuję studentów, czyli młodych dorosłych, którzy są samotni i „uciekają” w naukę. Prowadziliśmy na Uniwersytecie Gdańskim badania na temat samotności. Dane wskazują, że większość studentów na różnych uczelniach w jakimś stopniu odczuwa samotność, a ekstremalnie samotnych jest 10% z nich. 
Prowadzę Koło Badań Psychologicznych „Experior” na moim wydziale. Podczas zajęć dostrzegam wyraźnie, że są osoby bardzo zdolne, które mają rewelacyjne osiągnięcia naukowe, ale gdy mają okazję się nimi wykazać, dalej się rozwijać w ramach pracy Koła, nie potrafią tego zrobić. Są nieśmiałe. Blokują się. Boją się porażki i często mówią wprost – wydaje im się, że sobie nie poradzą. Niektórzy jednak podejmują wyzwanie pracy naukowej, które często oznacza pracę w grupie.
 
Słyszałem, że ma Pan niemałe sukcesy w ośmielaniu tych osób?
Stworzyliśmy w naszym Kole pewien system wsparcia, który pomaga nieśmiałym w radzeniu sobie z obawami społecznymi. Jeżeli – na przykład – zgłaszają się na konferencję naukową z prezentacją wybranego tematu, organizujemy im przedtem mini sesję w obecności osób znajomych, w „bezpiecznej” atmosferze. Potem, gdy idą wygłaszać swoje referaty przed uczestnikami sympozjów, idziemy z nimi, towarzyszymy im, siedząc na wykładowej sali. To są zresztą znane metody ekspozycji społecznej stosowane w oddziaływaniach terapeutycznych. 
Nie oszukujmy się, występy publiczne bywają stresujące dla wielu, nie tylko dla tych, którzy obarczeni są lękiem społecznym; którzy         myślą, że jak popełnią jakiś błąd, źle wypadną na forum, to zostaną odrzucone.
Osoby wycofane, doświadczające lęku społecznego czy nadmiernie kontrolujące się mogą, i byłoby to dla nich z korzystne, podjąć pewne oddziaływania terapeutyczne – związane z oswajaniem lęku społecznego czy przezwyciężaniem nadmiernej kontroli – które mają dobrze ugruntowaną skuteczność.


Kto może prowadzić taką terapię?
Terapeuci, którzy potrafią pracować m.in. nad dysfunckjonalnym perfekcjonizmem i lękiem społecznym, którzy potrafią dostarczyć narzędzi do otwierania się – na nowe doświadczenia i radzenia sobie z obawą przed popełnianiem błędów, na podejmowanie pewnego ryzyka, które jest konieczne dla rozwoju.
Ta praca terapeutyczna wchodzi w zakres terapii behawioralno-poznawczej. A jeżeli chodzi o radykalnie otwartą terapię, też już mamy specjalistów w Polsce, którzy się nią zajmują. I miejmy nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej, bo coraz wyraźniej zaczynamy dostrzegać, że wspomniane problemy są źródłem ogromnego cierpienia wielu ludzi. 
Kiedy więc mówimy, że osoby nadmiernie uczące się (uzależnione od uczenia się czy od pracy) uciekają w ten sposób od samotności, to należałoby podkreślić, że one często chciałyby to zmienić, ale nie mają do tego narzędzi psychologicznych, nie mają pewnych kompetencji, czy też nawet warunków środowiskowych, żeby podjąć próby wyjścia z samotności.
 
Tymczasem są niezbite dowody, że młode pokolenia stają się coraz bardziej samotne. 
Przyczyniają się do tego m.in. nowoczesne technologie. Kontakty przez portale społecznościowe, które nie mają nic wspólnego z realnym kontaktem ludzkim. Młodzi ludzie wpadają w pułapkę; wolą pisać na czacie niż rozmawiać osobiście z drugim człowiekiem. Kiedyś nie było czatów ani telefonów komórkowych. Żeby z kimś porozmawiać, trzeba było się spotkać. Wtedy nawiązywały się rzeczywiste relacje. Natomiast teraz nie ma takich czynników, które przymuszają ludzi do realnych spotkań. A te jednak wymagają pewnego wysiłku. 
Zaznaczmy: teraz jesteśmy na takim etapie historycznym, na którym różne mechanizmy związane z nowoczesnymi technologiami – pogłębiają problem doświadczania samotności. Nie wszyscy to rozumieją, ale jak zrozumieją, to można będzie temu jakoś zaradzić. Stworzyć m.in. warunki społeczne, ale i ekonomiczne, do tego, żeby móc budować rzeczywiste relacje. Warto wyznaczyć priorytety, być może przeformułować paradygmat ze skrajnego indywidualizmu i kultury indywidualnego sukcesu na zrozumienie tego, że bez relacji nie będziemy w stanie funkcjonować. 
 
Przede wszystkim warto dziś edukować rodziców, żeby wiedzieli, jak ważne jest rozwijanie umiejętności społecznych u dziecka, umożliwianie mu budowania kontaktów z rówieśnikami, zwłaszcza na wczesnych etapach jego życia, kiedy właściwie wszystko zależy od rodzica. 
 Może warto też wprowadzić do programu szkolnego psychoedukację czy edukację społeczną, naukę umiejętności nawiązywania relacji. Nie musimy wyważać otwartych drzwi – w psychologii są na to gotowe procedury, należy je implementować na szeroką skalę, a to wymaga przeformułowania pewnych priorytetów i zwiększenia świadomości, jak ważny jest rozwój emocjonalny i społeczny; i że jest on warunkiem rozwoju w innych obszarach, np. rozwoju naukowego czy zawodowego. Na szczęście powstają już programy promujące wartości, w które m.in. wpisuje się przyjaźń. Ale są to na razie inicjatywy oddolne fundacji czy organizacji pozarządowych. 
 
Puenta?
Przede wszystkim potrzebna jest powszechna edukacja. Adresaci mogą wtedy dostrzec, że problem samotności jest realny i brak zrozumienia jego istoty może mieć dotkliwe konsekwencje społeczne.
Potrzebna jest psychoedukacja, żeby ludzie zrozumieli, że nie muszą być sami. Żeby nikt nie musiał uciekać z samotności w zachowania uzależniające, żeby każdy umiał podejmować kroki w kierunku jej przełamywania. Dziś samotność jest problemem związanym z wyborami wartości i strukturami społecznymi. Systematycznie pracując nad tymi obszarami, możemy stworzyć warunki, w których młodzi ludzie będą mogli pokonać samotność – nawiązywać bliskie i satysfakcjonujące relacje z innymi.