Rozmowa z prof. Andrzejem Lederem - Zmęczeni i zapracowani dorośli mają teraz zmęczone nastoletnie dzieci

Rozmowa z prof. Andrzejem Lederem - Zmęczeni i zapracowani dorośli mają teraz zmęczone nastoletnie dzieci

Zmęczeni i zapracowani dorośli mają teraz zmęczone nastoletnie dzieci

Z prof. Andrzejem Lederem rozmawia Agata Jabłonowska-Turkiewicz.

– Chciałabym rozpocząć naszą rozmowę od nawiązania do badania, które przeprowadził Instytut Profilaktyki Zintegrowanej i wniosków, jakie przedstawiono w raporcie „Jak wspierać młodzież w niestabilnym świecie. Wyzwania i rekomendacje dla wychowania, profilaktyki i ochrony zdrowia psychicznego po trudnych latach 2020-2022”. Autorzy raportu zwracają uwagę na fakt, że duży odsetek badanych nastolatków skarży się na brak energii życiowej. To dość zaskakujące. Młodość kojarzy się właśnie z energią i siłą witalną. Jakie mogą być główne przyczyny tak złego samopoczucia młodzieży?
– Na pewno trudno jednoznacznie określić powody tego stanu, tym bardziej dla szerokiej grupy młodych osób. Powiedziałbym na początku, że podejrzewam ważny udział pandemii, która przetoczyła się przez świat kilka lat temu. Była doświadczeniem szczególnie traumatycznym dla dojrzewającej młodzieży, izolowanej w momencie, kiedy najważniejsze są relacje z rówieśnikami, z grupą. Inna sprawa, że było to doświadczenie traumatyczne praktycznie dla wszystkich i odnoszę wrażenie, że jest społecznie wypierane. Zachowujemy się tak, jak byśmy nie chcieli o pandemii pamiętać. Mimo ponad 100 tysięcy ofiar, nie ma nawet tablicy, która by je upamiętniała, nie ma w przestrzeni publicznej jakiegoś śladu, który by nam przypominał o tamtym bardzo trudnym czasie. Raczej też nie chcemy o tamtym wydarzeniu mówić, nie wspominamy tamtych doświadczeń, chociaż z powodu koronawirusa zmarło wielu naszych bliskich. Dla dorastającej wówczas młodzieży to było dramatyczne doświadczenie izolacji. Podstawą rozwoju nastolatka jest kontakt z grupą rówieśniczą, której rodzice czy osoby dorosłe nie mogą zastąpić. Te kontakty zostały ograniczone. Dzieci, zwłaszcza na początku edukacji w trybie online, tylko pozornie brały udział w lekcjach. Często po włączeniu komputera i zgłoszeniu obecności, ponownie zasypiały. Został zaburzony regularny cykl dobowy, bo bez konieczności wychodzenia do szkoły można było sobie pozwolić na długie przesiadywanie przy komputerze w nocy. Temu wszystkiemu towarzyszyło ogromne poczucie osamotnienia. Deklaracje o braku energii życiowej, które pojawiły się we wspomnianym raporcie u wielu traktowałbym jako depresyjne odreagowanie tamtego okresu. Brak napędu życiowego to typowy objaw stanu depresyjnego.
Borykamy się też z problemami, których przyczyny tkwią w okresie wcześniejszym niż pandemia, a mianowicie z konsekwencjami potransformacyjnego stylu życia dorosłych i takiej wizji, że musimy pracować bardzo dużo, aby dogonić bogaty Zachód. To „zapracowanie” dorosłych przyniosło określone konsekwencje emocjonalne w życiu dzieci. Mówiąc o zapracowanych dorosłych, mam tutaj na myśli tak rodziców z dużych miast, jak tych z mniejszych i biedniejszych ośrodków. Ci pierwsi spędzają cały dzień w miejscu pracy i taki styl życia narzucają dzieciom, zapisując je na zajęcia dodatkowe, korepetycje, wymagając świetnych wyników w nauce, premiując postawy rywalizacyjne. Dziecko w sposób spontaniczny musi bawić się z innymi dziećmi, rozwijając podmiotowość, umiejętność współpracy i samodzielnego radzenia sobie z rywalizacją. Zajęcia pod okiem instruktora tego nie dają. Można z dużym uproszczeniem powiedzieć, że zmęczeni i zapracowani dorośli mają teraz zmęczone życiem i osamotnione, w gruncie rzeczy, nastoletnie dzieci. Z kolei wiele osób z prowincji często było zmuszonych wyjechać do pracy za granicę. Dzieci pozostawione pod opieką dziadków, ciotek, starszego rodzeństwa, nawet mając zabezpieczone materialne potrzeby, w wielu sytuacjach musiały radzić sobie same i z dużym prawdopodobieństwem mogły czuć się osamotnione. 
 
– Jak pomóc młodzieży w odzyskaniu energii i umiejętności budowania życia, w którym jest czas na pracę, naukę, ale też na wypoczynek czy nawet nudę? Co możemy zrobić dla dzieci, które w gruncie rzeczy sami doprowadziliśmy do tego stanu wyczerpania?
– Jeśli mamy do czynienia ze stanem subdepresyjnym czy depresyjnym u dziecka, to wymaga to terapii. Jeśli całkowicie jest zablokowane u niego przeżywanie stanu radości, to z dużym prawdopodobieństwem stan ten samoistnie nie przejdzie. W szczególnych przypadkach należy też sięgnąć po farmakoterapię. Tak należy działać w przypadkach najtrudniejszych. Natomiast kiedy dziecko okazuje jednak zadowolenie w konkretnych sytuacjach i widać, że coś sprawia mu frajdę, powinno się zwrócić na to uwagę, a dorośli, często nie do końca rozumiejąc jego potrzeby, powinni odsunąć swoje ambicje, wyobrażenia na temat dziecka i próbować za nim podążać. Powinniśmy być uważni. Nastolatki mają bardzo różne potrzeby. Niektóre z nich, co często dziwi rodziców, bo są to już dzieci o głowę od nich wyższe – nadal pragną bliskości, przytulenia, inne – dystansu, autonomii i adrenaliny, przeżywania przygód. Na te przygody też trzeba nastolatkowi pozwolić, oczywiście jeśli nie zagrażają jego zdrowiu czy życiu. Łatwo oczywiście mówić o uważności, trudniej wprowadzić ją w życie. Trzeba pamiętać, że dorośli mają swoje własne problemy związane z trudnościami życia codziennego, mają za sobą doświadczenia z własnego dzieciństwa, czasami traumatyczne, które przekładają się na relacje z własnym dzieckiem.
 
– Mówiąc o zmęczeniu nastolatków, wydaje mi się koniecznym odniesienie do instytucji szkolnej, która w obecnym kształcie na pewno nie pomaga młodym ludziom na przysłowiowy oddech. Z mojego punktu widzenia, a jestem matką licealisty, który za rok będzie zdawał maturę, raczej doprowadza do zadyszki. Wielość lekcji, zadań, sprawdzianów, kartkówek i ogólnie czas spędzany w szkole, jest to często 7-8 godzin dziennie – to wszystko niekorzystnie odbija się na zdrowiu i samopoczuciu młodzieży.
– Szkoła na pewno wymaga reformy. Nie jestem do końca kompetentny, aby mówić, jak ta reforma ma wyglądać, ale mogę wyrazić pewne sugestie, co z punktu widzenia wykładowcy akademickiego, pracującego z młodymi wychodzącymi z systemu szkolnego, jest kluczowe w tej zmianie. Podstawowym problemem szkoły wydaje mi się zachwianie równowagi pomiędzy przyswajaniem informacji a uczeniem krytycznego myślenia. Przeładowanie informacjami jest tak duże, wymaganie zapamiętywania tak bezwzględne, że nawet to zadanie ostatecznie szkoła źle wykonuje. Ponieważ duża część uczniów, nie mogąc spełnić wymagań, uczy się strategii uników. Poza więc małą grupą, która rozpaczliwie walczy o pierwsze miejsca we wszystkich rankingach, młodzi przede wszystkim myślą o tym, jak czegoś nie zrobić i jak znaleźć na to usprawiedliwienie. 
Sądzę natomiast, że szkoła powinna przede wszystkim uczyć krytycznego myślenia. Materiał, z którym zapoznaje się uczeń, powinien być mniejszy objętościowo, ale analizowany z większą starannością, uwagą. Pokazanie ukrytych założeń, które tekst niesie, stereotypów, które przekazuje, pozycji, z której jest pisany… Nie jestem wprawdzie fanem edukacji anglosaskiej, ale niektóre jej aspekty wydają mi się interesujące. Tam uczeń zapoznaje się z mniejszą liczbą tekstów, ale za to pisze na ich temat eseje. W tym miejscu dotykamy drugiego problemu – studenci uczący się na kierunkach humanistycznych, często nie potrafią poprawnie pisać, ponieważ nie zostali tego nauczeni w szkole. Nie zostali nauczeni pisania kontekstualnego, dialogowania z tekstem, który przecież w swej istocie wymaga stawiania pytań, a nie tylko odtwarzania faktów. Na dodatek krytyczne myślenie jest niezbędne współczesnemu człowiekowi, aby poruszać się w gąszczu informacji, które do nas ciągle docierają. Jeśli ludzie nie będą potrafili docierać do źródeł informacji i kontekstów, będą bezbronni wobec tego, co napływa do nich z sieci. Umiejętność krytycznego myślenia jest potrzebna całemu społeczeństwu. Nie jestem jednak przekonany, czy rozumieją to decydenci. Nauka pamięciowa jest łatwiejsza w ocenie, pozwala na szybkie konstruowanie rankingów, więc jeśli przestałaby być w szkole priorytetowa, to wraz z wprowadzeniem nauki krytycznego myślenia, musiałby ulec zmianie cały system oceniania. 
 
– Czy bezustanne ocenianie w szkole jest potrzebne, to źródło ogromnego stresu. Może wystarczyłby system zaliczone-niezaliczone?
– Podleganie ocenianiu może być istotnie stresujące, ale wiele zależy od tego, jak ono jest prowadzone, jaki jest jego kontekst. Dobrze byłoby, aby zarówno oceniający, jak i oceniani traktowali tę sytuację jako wymianę informacji – „co już umiesz/wiesz z danej dziedziny, a czego jeszcze nie”, nie zaś jako wyraz bezwzględnej krytyki – „jesteś całkowicie do niczego”. Jako dorośli też podlegamy ocenianiu, na przykład w pracy i nasze dzieci, aby poradziły sobie w życiu, muszą się do tego przyzwyczaić. Ocena powinna być zrozumiała i jakkolwiek adekwatna do możliwości dziecka, a nie np. porównująca je do najlepszych w wyścigu. I jeszcze jedno, myślę, że w budowaniu odporności na różne wyzwania szkolne czy szerzej – życiowe mogłyby pomóc prowadzone w szkole warsztaty psychologiczne. Kiedyś, jeszcze w latach 90. XX wieku, sam takie prowadziłem w liceach warszawskich i wydaje mi się, że były ciekawą formą zdobywania przez uczniów wiedzy o sobie. Takiej wiedzy psychologicznej mogą też z powodzeniem dostarczać losy wielu bohaterów lektur szkolnych, ale to wymagałoby oczywiście zmian w podejściu do ich omawiania.
 
– Niestety mam wrażenie, że długo będziemy musieli poczekać, aż poruszone przez Pana kwestie się zmienią. Jest wiele szkół, gdzie w ogóle nie ma psychologa, a jego funkcje wypełnia np. pedagog szkolny albo ktoś w ogóle niewykwalifikowany, np. katecheta czy nauczyciel wychowania do życia w rodzinie. Deficyt psychologów w szkole to temat na odrębną rozmowę. Chciałabym jeszcze wrócić do kwestii naszego narodowego zmęczenia, któremu uległy nawet dzieci. Czy nie jest tak, jak pisze Joanna Kuciel-Frydryszak w swojej książce „Chłopki”, że harowały nasze babki, matki, więc harujemy też my, tak jak byśmy pewien model życia wpisany mieli od wieków w krwiobieg. 
– Kultura folwarczna trwała w Polsce bardzo długo, w zasadzie do końca II Rzeczpospolitej. Zostało to przeorane w latach 1939-56, co nie znaczy, że zniesione. Pan, który ma władzę nad „chłopem pańszczyźnianym”, to niestety ciągle jeszcze powielany model stosunków w wielu miejscach, gdzie szef wymaga, a pracownik posłusznie i bezrefleksyjnie wypełnia jego polecenia. To dotyczy zresztą różnych relacji – nauczycieli w relacjach z dziećmi i rodzicami, lekarzy w relacjach z pacjentami (w Polsce nadal medycy uważają, że pacjent pytający o szczegóły leczenia to taki, któremu „poprzewracało się w głowie”), urzędników w relacji z petentami. W Polsce bardzo wiele stosunków między ludźmi traktowanych jest przez obie strony hierarchicznie – ktoś jest na górze, ktoś na dole – z tego zaś wynika brak umiejętności stawiania granic i mówienia o swoich potrzebach w tego rodzaju relacjach. Bardzo szybko się podporządkowujemy. Z jednej strony jesteśmy zadziorni, ale takie zachowanie możemy spotkać na ulicy, z drugiej strony potulni w strukturach hierarchicznych, wobec swoich przełożonych. Być może z tego chłopskiego dziedzictwa wynieśliśmy za dużo pokory. Ludzie wypalają się zawodowo może nawet nie ze względu na wielość zadań i ciężkiej pracy, ile na atmosferę presji i opresji, w której ta praca jest wykonywana. Optymistyczne jest to, że pokolenie, które od kilku lat jest na rynku pracy, potocznie nazywane pokoleniem Z, wyraźnie się temu przeciwstawia. Ci młodzi ludzie otwarcie mówią, że – użyję tu ich określenia – „kultura zapierdolu” ich nie interesuje. To dobry kierunek zmian. 
 
– Myślę, że tym mocnym akcentem możemy zakończyć naszą rozmowę, życząc wszystkim, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, mimo wszystko udanego wypoczynku wakacyjnego. 

 

Andrzej Leder – filozof kultury, lekarz psychiatra, psychoterapeuta psychoanalityczny. Studiował medycynę i filozofię. Kieruje Zespołem Filozofii Kultury w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Autor książek.: Przemiana mitów, czyli życie w epoce schyłku. Zbiór esejów (1997); Nieświadomość jako pustka (2001); Nauka Freuda w epoce Sein und Zeit (2007), Rysa na tafli (2016) oraz Ekonomia to stan umysłu. Ćwiczenie z semantyki języków ekonomicznych (2023). Za książkę Prześniona rewolucja (2014) był nominowany do Nagrody Literackiej „Nike” oraz nagrody historycznej im. Kazimierza Moczarskiego.
Autorka jest absolwentką Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarką, redaktorką, mamą dwóch synów 
– Stanisława i niepełnosprawnego Antka.