Dogadać się z nastolatkiem

Dogadać się z nastolatkiem

Maria Engler

Od tego, w jaki sposób poradzimy sobie z tymi normalnymi, codziennymi drobiazgami, zależy też nasze postępowanie w wypadku „dużych spraw”. To jak sobie poradzimy z brudnym plecakiem […], może albo poprawić, albo pogorszyć nasze kontakty z dzieckiem. Za każdym razem bowiem, gdy próbujemy „dogadać się” z dorastającym dzieckiem nie chodzi tylko o godzinę powrotu do domu czy posprzątanie kuchni. Każda z tych sytuacji jest dla nas również szansą na pokazanie dziecku, że z problemami można sobie poradzić oraz że jest wartościowym, pełnym sprawczości człowiekiem. 
 
Z dużym prawdopodobieństwem ogromna część osób zainteresowanych tematyką empatycznego wychowywania dzieci dobrze zna bestsellerową książkę duetu Adele Faber i Elaine Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały...” Od czasu ukazania się tego kultowego poradnika autorki stworzyły kolejne jego części, które zostały równie pozytywnie przyjęte. Jedną z nich jest Jak mówić do nastolatków, żeby nas słuchały. Jak słuchać, żeby z nami rozmawiały. Powstała ona, aby wesprzeć rodziców przytłoczonych trudnościami związanymi z wychowywaniem dorastających dzieci, ale i po to, by mogły one zostać lepiej zrozumiane i otoczone empatią w tym wyjątkowym dla nich czasie. 
Książka oparta jest na tych samych założeniach, co poprzedzające ją części. Wiele mówi się w niej o akceptacji emocji, rezygnacji z kar na rzecz zachęcania do współpracy, wspólnym szukaniu rozwiązań, wyrażaniu własnych emocji i potrzeb oraz o aktywnym słuchaniu. Wszystko to zostało jednak dostosowane do problemów i wyzwań, które stoją przed dorastającymi ludźmi.
 
Jak radzić sobie z uczuciami nastolatka?
Autorki przedstawiają ćwiczenie, które przeprowadziły podczas swoich warsztatów dotyczących porozumienia z nastolatkami. A. Faber i E. Mazlish poprosiły uczestników, aby przypomnieli sobie czasy, w których to oni byli nastolatkami. W jaki sposób dorośli traktowali ich problemy? Jak z nimi rozmawiali i jak reagowali na ich odczucia? Jakie reakcje były dla nich wspierające, a jakie wywoływały żal, poczucie niezrozumienia, złość i chęć wycofania się? Autorki pozwoliły uczestnikom zanurzyć się we wspomnieniach i podzielić tym, co w tamtym okresie było dla nich ważne. Następnie korzystając z tego, że wspomnienia zostały odświeżone, zaprosiły uczestników do ćwiczenia. Wcieliły się w rolę nastolatek, które dzielą się z dorosłymi swoimi problemami. Zachęciły uczestników, by zareagowali oni tak, jak często reagują w takich sytuacjach dorośli. Oto przykładowe dialogi, jakie pojawiły się między “nastolatkami” a ich “rodzicami”:
 
- Nie wiem czy chcę iść do college’u.
- Nie bądź śmieszna. Oczywiście, że pójdziesz do college’u.
 
- Dlaczego to ja zawsze muszę wynosić śmieci?
- Bo nic innego tutaj nie robisz, poza jedzeniem i spaniem.
 
- Dzisiaj przyszedł policjant i zrobił baaardzo długi wykład o narkotykach. Co za nudziarz! Chciał nas tylko nastraszyć.
- Kłopot z wami, dzieciaki, polega dziś na tym, że wam się wydaje, że wszystko wiecie. Otóż wyobraź sobie, że musicie się jeszcze dużo nauczyć.


Autorki i uczestnicy warsztatów doszli do wniosku, że z jednej strony taki styl porozumiewania się jest w pewien sposób wyuczony oraz przekazywany z pokolenia na pokolenie, a z drugiej strony wiąże się z tym, że rodzice odruchowo i w dobrych intencjach pragną odsunąć od siebie trudne uczucia swoich dzieci. Niełatwo jest im słuchać o tym, że bywają one rozczarowane, wściekłe, niepewne czy zniechęcone. Wypierając i unieważniając te emocje swoich dzieci łudzą się, że w ten sposób nie powiększają problemów.

 
Autorki wyrażają zrozumienie dla takich reakcji rodziców, ale i zachęcają ich do zmiany stylu komunikacji poprzez:
Nazwanie myśli i uczuć oraz „przytwierdzanie” ich poprzez aktywne słuchanie zamiast odrzucania emocji - aby móc w ten sposób postępować, dobrze jest zdać sobie sprawę z tego, że zaprzeczając emocjom często pogłębiamy je. Niestety mimo naszej miłości do dzieci nie jesteśmy w stanie, a nawet nie powinniśmy, chronić ich przed cierpieniem, smutkiem czy rozczarowaniem. Jeśli jednak aktywnie wysłuchamy i nazwiemy uczucia dziecka, pomożemy mu uporządkować myśli i podjąć kolejne decyzje.


Dawanie w wyobraźni tego, czego nie możemy dać w rzeczywistości zamiast ciągłego przytaczania logicznych argumentów i wyjaśnień – co prawda wyjaśnianie swojego stanowiska konkretnymi argumentami jest potrzebne. Typowe „nie, bo nie” jest dla dziecka wyrazem lekceważenia go. Jednak często się zdarza, że ponawia ono swoje prośby znając już argumenty rodziców. Ciągłe przytaczanie rozsądnych wyjaśnień może wówczas pogłębić frustrację nastolatka, który i tak wie, że nie uzyska zgody. Wówczas dobrze jest pomóc mu zaakceptować fakty poprzez ofiarowanie mu podczas wspólnego fantazjowania tego, czego chce. Autorki dla przykładu podają taki oto dialog rozgrywający się między córką a ojcem:
 
Córka: Tato, kiedy nauczysz mnie prowadzić?
Tata: Widzę, że już nie możesz się doczekać. 
Córka: Ojciec Kim nauczył ją, kiedy miała piętnaście lat.
Tata: I chciałabyś, abym nie przejmował się ograniczeniem wieku.
Córka: no właśnie! 
Tata: Gdyby to od ciebie zależało, to już dziś dostałabyś zgodę na naukę. 
Córka: Nie. Dziś miałabym już prawo jazdy.
Tata: I zabrałabyś mnie na przejażdżkę.
 
· Akceptowanie uczuć przy jednoczesnym prostowaniu nieakceptowalnego zachowania zamiast postępowania wbrew swojej ocenie sytuacji – niekiedy zdarza się, że rodzice chcąc uszczęśliwić swoje dzieci i uniknąć kłótni, lekceważą własne odczucia i zgadzają się na nierozważne prośby. Wbrew pozorom więcej energii i wysiłku kosztuje nas trzymanie się swoich zasad, gdy wiemy, że jest to niezbędne. Warto wówczas nie wcielać się jednak w rolę bezwzględnego policjanta. Lepiej jest okazać dziecku zrozumienie i empatię, ponieważ ułatwi mu to zaakceptowanie ograniczeń, np.: „Bardzo dobrze wiem, jak trudno jest ci zrezygnować z tej imprezy. Lekarz powiedział jednak jasno, żebyś został w domu, dopóki będziesz gorączkował. Wiem, że to trudne”. 
 
Uczestnicy warsztatów prowadzonych przez A. Faber i E. Mazlish stwierdzili, że nauczenie się takiego stylu komunikowania się z dzieckiem to duże wyzwanie. Wymaga rezygnacji z myślenia o tym, jak rozwiązać problem na rzecz zastanowienia się, jak pomóc dziecku samodzielnie poradzić sobie. Rodzice mogą mieć duży opór, by zamiast „Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć?! Oczywiście, że pójdziesz na studia!”, powiedzieć: „Widzę, że masz poważne wątpliwości”. Mówiąc w ten sposób pozwalamy nastolatkowi otworzyć się przed nami i szczerze powiedzieć o swoich przemyśleniach i odczuciach. Tylko wtedy możliwa będzie konstruktywna rozmowa i poszukiwanie rozwiązań. Z całą pewnością nie jest to jednak droga na skróty.
 
Dobra współpraca z nastolatkiem – jak ją osiągnąć?
Rodzice nastolatków uczestniczących w warsztatach prowadzonych przez autorki książki wyrazili ogromne zdziwienie faktem, iż w dalszym ciągu czują się w obowiązku „pilnować” swoich dzieci. Mieli bowiem nadzieję, że kiedy wyrosną one z etapu uciekania na ruchliwej ulicy czy wspinania się na meble, będą mogli funkcjonować z nimi prawie jak z innymi dorosłymi. Tymczasem rodzicielska rzeczywistość okazała się inna:
Rodzice bez chwili wahania zaczęli mówić:
„Pilnuję, aby z powrotem nie zasnął, kiedy budzik przestanie dzwonić”.
„Aby zjadł śniadanie”.
„Aby nie nosił tych samych rzeczy przez trzy dni z rzędu”. 
„Aby nie przesiadywała godzinami w łazience, bo nikt inny nie może wejść”. […]
- A jak to wygląda po południu? – zapytałam. – Co znajduje się na liście spraw, których musicie dopilnować?
„Zadzwoń do mnie do pracy, jak tylko wrócisz do domu”.
„Nie dokuczaj siostrze”
„Wyprowadź psa”.


Rodzice dostrzegli, że ciągłe pilnowanie dzieci i przypominanie im o obowiązkach i zasadach prowadzi do zmęczenia i frustracji. Ponadto nawet zwyczajne prośby potrafią wywołać konflikt. Autorki wymieniły szereg metod, które choć często stosowane, nie sprzyjają współpracy i budowaniu dobrych relacji z nastolatkami. Na liście znalazło się: obwinianie i oskarżanie, przezywanie, grożenie, rozkazywanie, kazania i morały, ostrzeżenia, wypowiedzi w męczeńskim stylu, porównywanie, sarkazm i głoszenie negatywnych wizji przyszłości.

 
A.Faber i E. Mazlish proponują, aby w celu nawiązania współpracy z dorastającym dzieckiem zastosować nowy styl komunikacji. Zachęcają one, aby zamiast wydawać rozkazy, opisywać problem i zapraszać młodego człowieka do wspólnego poszukiwania rozwiązań. Komunikat: „Łazienka jest cała zachlapana” z pewnością zadziała lepiej niż krzyk: „Natychmiast powycieraj podłogę w łazience!”. Warto również zrezygnować z atakowania dziecka ma rzecz podzielenia się z nim własnymi uczuciami. Zamiast mówić: „Jesteś niesłowny! Obiecałeś, że posprzątasz kuchnię! Nie można na ciebie liczyć!”, warto powiedzieć: „Czuję się naprawdę rozczarowana. Umawialiśmy się, że posprzątasz”. Istnieje duża szansa, że dziecko nie skupi się wówczas na obronie, lecz zareaguje w sposób empatyczny i pomocny.
Inne proponowane przez autorki metody zachęcania młodych ludzi do współpracy to: udzielanie informacji zachowując szacunek do dziecka („Kiedy trudno nam rano wstać, warto nastawić w telefonie drzemkę”), proponowanie wyboru, opisywanie problemu jednym słowem celem uniknięcia nielubianych przez nastolatków „kazań”, mówienie o własnych wartościach i oczekiwaniach („Nie chcę, aby w naszej rodzinie problemy rozwiązywano przemocą. Oczekuję, że nie będziesz bił brata”), pisanie listów.
 
A co z karami?
Wielu z nas pamięta z okresu dorastania liczne „szlabany” i zakazy stosowane w formie kar. Dzięki wciąż rozwijającej się pedagogice i psychologii wiemy już, że karanie często niesie ze sobą negatywne skutki. Dzieci pod wpływem kar nierzadko zamiast wyciągać wnioski, pielęgnują w sobie złość, żal, bezradność, chęć zemsty oraz brak wiary w siebie i negatywną samoocenę. Mimo to wciąż jeszcze wielu dorosłych uważa karanie dzieci za wyraz własnej odpowiedzialności. Uważają oni, że gdyby zrezygnowali z kar, dzieci zaczęłyby rządzić w domu, stałyby się niezdyscyplinowane i nieznośne oraz utraciłyby rozeznanie między tym, co dobre, a co złe. Liczne badania wskazują jednak na to, że istnieją lepsze metody na osiągnięcie porozumienia z dzieckiem. Rezygnując z kar możemy:
·  Mówić o własnych uczuciach: Byłam naprawdę przerażona, gdy nauczycielka powiedziała mi, że nie było cię w szkole!
· Określać, czego wymagamy od młodego człowieka: Nie zgadzam się na wagary! Oczekuję, że powiesz mi, jeśli z jakiś powodów nie wybierasz się do szkoły.
· Pokazywać nastolatkowi, jak może naprawić swoje postępowanie: Nauczycielka powiedziała, że możesz napisać ten sprawdzian pojutrze.
·  Oferować mu wybór i różne możliwości: Wolisz pouczyć się teraz czy wieczorem?
· Przechodzić do działania: Niestety nie możesz teraz pójść do koleżanek. Chętnie ci na to pozwolę, gdy powtórzysz materiał do sprawdzianu. 
Kiedy naszym celem staje się zachęcenie nastolatka do współpracy, ale także dbanie o relację z nim oraz o jego poczucie własne wartości, łatwiej jest nam uniknąć stosowania kar i zakazów na rzecz pomocy dziecku, by samo mogło wziąć za siebie odpowiedzialność. 
 
Bibliografia:
A. Faber i E. Mazlish, Jak mówić do nastolatków, żeby nas słuchały. Jak słuchać, żeby z nami rozmawiały, Poznań 2016.